Propozycja Homilii o Błogosławionych
Grzegorzu Bolesławie Frąckowiaku, Alojzym Ligudzie,
Stanisławie Kubiście i Ludwiku Mzyku Werbistach

Temat : Eschatologiczny wymiar męczeństwa.

Cel teologiczny : uzmysłowienie ostatecznego wymiaru życia i śmierci.

Cel praktyczny : ocena własnego życia przez pryzmat życia męczenników.

1. Wstęp

W Jezusie Chrystusie drodzy bracia i siostry. Zebraliśmy się dzisiaj aby uczcić narodziny dla nieba błogosławionych Grzegorza Bolesława Frąckowiaka, Alojzego Ligudę, Stanisława Kubistę i Ludwika Mzyka. Są to błogosławieni naszych czasów. Ich rodziny jeszcze ich pamiętają, niektórzy spośród ich współbraci mają jeszcze przed oczami ich żywy obraz. Ich męczeństwo ma więc dla nas szczególną wymowę.

2.Rys historyczny

Pomimo niewielkiego oddzielenia w czasie odczuwamy jednak ogromną różnicę warunków naszego życia. Stare polskie przysłowie głosi, że syty głodnego nie zrozumie i to jest prawda! Dla jej zobrazowania przytoczmy tu słowa jednego ze współwięźniów Ojca Ligudy:

"Kiedy on stał się porządkowym naszej izby i dzielił chleb, nasze zgłodniałe oczy widziały, że to jest człowiek prawy, uczciwy, kapłan według Serca Bożego"...

Wybaczcie, że zaryzykuję stwierdzenie, że nasze syte oczy nawet by nie zwróciły uwagi na oczywistą analogię do kapłaństwa w tej scenie. Człowiek w pasiaku dzieli chleb i rozdaje go współwięźniom, czyż ta scena nie przypomina nam czegoś z Ewangelii? Ale czy nasze syte oczy będą wołać o sprawiedliwość tego podziału? Czy cieknąca do ust ślina określi nam bezmiar naszego głodu? Nie, syty głodnego nie zrozumie...

Świat nowych błogosławionych tak wyraźnie oddziela się od naszego, że postawa brata Grzegorza Frąckowiaka wydaje się jakby odległym przykładem polskiej martyrologii. Oto podtrzymujący serca rodaków młodzieniec oddaje swoje życie za aresztowanych współkonspiratorów. Sam ofiaruje swoje młode życie dla uwolnienia innych. Ginie ścięty na szafocie. To jest, jak powtórka z historii powstań narodowych, ale przecież to się stało prawie wczoraj! I, o zgrozo, wiemy dobrze jak łatwo może się to powtórzyć...

Jeszcze bardziej oddala się od nas świat bł. Stanisława Kubisty. My jesteśmy pokoleniem pozorów. Wszystko na sprzedaż, wszystko z reklamą, z plastikową, ale radośnie kolorową oprawą. Jakże brutalnie oddziela się od naszego świata jego śmierć w latrynie, pod ciężkimi buciorami kapo - kryminalisty.

A Ojciec Mzyk, niedościgły wzór dla swoich nowicjuszy, który bierze udział w wyścigu po śmierć. Zdyszany biegnie po korytarzach Fortu VII w Poznaniu, jakże on niepodobny do naszych sportowców, którym płacimy miliony i traktujemy ich jak narodowych bohaterów! Jego bieg nie skończył się na podium z medalem na piersi, ale biciem i wreszcie strzałem w tył głowy. Tak, umiłowani, nasze światy są tak bliskie, lecz jakże odległe. I odległość ta nie liczy się latami, lecz bólem.

2. Wymiar teologiczny

Cóż jednak łączy te światy? Czy jest coś takiego, co je ku sobie zbliża? Tak, moi drodzy, jest! Wszystkie czasy i zakątki historii łączy wieczność, a nowi błogosławieni doskonale czuli jej bliskość. Pozwólcie, że przytoczę słowa Ojca Ligudy:

"Można mię podle traktować, ale nie upodlić! Rewolucje mogą znieść wszystkie moje dyplomy i tytuły - synowstwa Bożego nikt mi nie wydrze. Niech gniję w lochach, niech marznę na Sołówkach, zawsze będę powtarzał arcypiękne "Exivi a Patre", zawsze też Bóg będzie moim Ojcem".

Są to jego słowa jeszcze sprzed wojny, ale życiem i śmiercią o. Alojzy udowodnił, że pojął ich przepotężną, wieczną ostateczność. Spójrzmy, czy to ostateczne rozumienie wieczności znajdziemy u innych.

W historii męczeństwa Ojca Kubisty nie ma tyle patosu, nie ma tyle wykrzykników, ale jest coś, co warto przytoczyć za świadkiem jego ostatnich chwil, o. Józefem Dominikiem SVD:

"Gdy wieczorem układałem go do snu, owijając go w ustępie w nędzny koc, bez poduszki i pościeli, był mi zawsze serdecznie wdzięczny i szeptał: To już nie potrwa długo. Jestem taki słaby. Mój Boże, tak chętnie wróciłbym do Górnej Grupy, ale Pan Bóg ma, widać, inne zamiary. Niech się dzieje wola Boża."

Wola Boża - oto, czego ten święty człowiek chciał. Górna Grupa to symbol szczęścia, sytości, ciepła i bezpieczeństwa... ale wola Boża to więcej niż symbol. Wola Boża to wieczność.

Niesłychanie głęboki pod tym względem jest ostatni lista brata Grzegorz Frąckowiaka, napisany tuż przed egzekucją:

"Ostatni raz w tym marnym życiu i na tym łez padole piszę Wam, moi Kochani, ten list. (...) Za pięć godzin będę już zimny, ale to nic, nie płaczcie, ale raczej módlcie się za moją duszę i dusze naszych kochanych. Pozdrowię od Was Ojca i wszystkich moich krewnych. (...) Dobre sumienie mam, więc do Was piszę. Pozdrawiam Was wszystkich i czekam na Was u Bozi. (...) Proszę, wybaczcie mi wszystko. (...) Zostańcie z Bogiem, do widzenia w niebie, co daj Boże."

Czy niebo jest dla brata Grzegorza mniej realne niż ziemia? Czy wieczność mniej zwyczajna niż pędząca ku niemu galopem śmierć? Za pięć godzin będę zimny, ale to nic..., bo tam czeka Ojciec.

I jeszcze, dla pełnego obrazu brakuje świadectwa o Ojcu Mzyku. Oto ono, cytat za Ks. Olejniczakiem:

"Dibus, wybierając sobie upatrzone ofiary, bił je po twarzy, kopał bez opamiętania... Przy takim inspekcyjnym napadzie został także okrutnie zbity wasz ś.p. ks. Ludwik. Pragnąc wówczas okrutnie skatowanego brata kapłana oderwać od wewnętrznego udręczenia, zbliżyłem się do niego bełkocąc jakieś słowa pociechy, na co otrzymałem znamienne słowa: "nie może być uczeń nad Mistrza"..."

3. Zakończenie

Teraz już jasno widzimy, co łączy naszych błogosławionych i nas razem z nimi - łącznikiem jest odniesienie naszego życia do wieczności. Przyrównanie samego siebie do Mistrza i zgoda na Jego wolę dla nas. Zamiast szumnych pouczeń moralnych, chciałoby się na zakończenie powtórzyć słowa Chrystusa, skierowane do uczonego w Piśmie, słuchacza przypowieści o miłosiernym Samarytaninie: "idź i ty czyń podobnie". Amen.


Strona główna błogosławieni